wtorek, 10 maja 2011

GB 03 MAXday

miało być tak pięknie... wszystko się ku temu skłaniało...
ale coś nagle w powietrzu pękło... nagle coś się stało... i cały mój świat poszedł w cholerę się jebać...

 baby wróciły z zakupów... i szczebiotały jedna przez drugą przerzucając miedzy sobą zdobyte pogłowie... wybuchając co chwilę śmiechem i wrzaskiem... przypominającym drapanie paznokciami po tablicy na przemian z piskiem styropianu na szybie...

myślałem że to już koniec... ale punkt kulminacyjny MAXday przeżyłem w momencie jak prowadziłem marudne zmęczone po zakupach baby do miejsca docelowego...




ale za to była tęcza....

Brak komentarzy: