poniedziałek, 16 czerwca 2008

głogów - kalisz - głogów... dalej szczecin... głogów...

Takiego upływu czasu jak ostatnio już dawno nie odczuwałem... wszystko co się dookoła dzieje dzieje sie zbyt szybko i zbyt intensywnie... taki nasz mały armagedon, który nie wybucha raz i jest po wszystkim. Za każdym razem wybucha raz w większą raz z mniejsza siłą niszcząc wszystko to co napotka na swojej drodze...
Biorąc po uwagę czas w jakim to sie wszystko dzieje... to wychodzi na to że... niedługo wstanie słońce...

Ostatni weekend był masakrycznie przegięty... w nocy z piątku na sobotę ja spałem 3 godziny a Ania może godzinę... pobudka o 4:00 i po porannych przygotowaniach o 5:00 odjazd na Kalisz... droga w miarę spokojna... ale niestety mnóstwo ciężarówek na drogach... jak rzadko się to zdarzało o tej godzinie... w Starym Kobylinie zamiana kierowy (teraz moja kolej na jazdę). Jazda dalej gdzieś w jakimś mieście (nie pamiętam gdzie to było dokładnie) postanowiłem wyprzedzić pewnego skurczybyka jadącego o tak wczesnej godzinie bardzo wolno jak na warunki miastowe, wyprzedziłem go na przejściu dla pieszych przy linii ciągłej i skrzyżowaniu... no i właśnie skrzyżowanie... na skrzyżowaniu stała policja i pewien pan w żółtej kamizelce pomachał do mnie lizakiem... (to był mój pierwszy raz, z takim panem) pan policjant podszedł do mnie i poprosił o dokumenty wysiadłem z samochodu i poszliśmy porozmawiać przy radiowozie... rozmawialiśmy chwile o zaistniałej sytuacji... dowiedziałem się że za takie coś na wejściu jest 250 zł i 5 punktów karnych... i cóż było robić poprosiłem o łagodny wymiar kary... chwile porozmawialiśmy ożyciu o tym gdzie jedziemy... i dlaczego sie nam spieszy... w końcu policjant oddał mi dokumenty i powiedział "miłego dnia" nie wypisując żadnych kwitów... na szczęście dla mnie było to tylko pouczenie... I dalej jazda do Kalisza... na miejscu d rana zajęcie z panią dziekan... na szczęście nie były tak męczące jak sie spodziewaliśmy... później mniej więcej od 11 do 18:30 czytaliśmy referaty... ja byłem jako pierwszy... i rozbawiłem doktora do łez... swoim tragicznym referowaniem... ale tak to jest jak od niewyspania kleją się oczy i wyrazy zlewają się ze sobą... po zreferowaniu wszystkich referatów... wróciliśmy do Głogowa (wyjazd z Kalisza o 19:30)... trasa przebiegła na podobnej zasadzie co w poprzednia stronę (znów zamiana w Kobylinie) i jazda na Głogów... w Głogowie byliśmy o 22 z kawałkiem... o 23:30 byliśmy już zwarci i gotowi do dalszych atrakcji... i poszliśmy na Wesele AGNIESZKI I DANIELA posiedzieliśmy i pobawiliśmy się tam do 4 rano i wróciliśmy do domu... jak się położyliśmy spać to nie można było nas dobudzić do 15:00 w końcu wstaliśmy (a raczej zwlekliśmy się z łóżka i w dalsze tango). Dzień jak zwykle od kawy trzeba zacząć... zjedliśmy obiad... pojechaliśmy dosłownie na 20 minut do Grochowic... jak wróciliśmy do domu dziewczyny postanowiły zrobić grilla... to jazda do Carrefoura i z powrotem rozpalać ogień... do grillowanych potraw zaserwowaliśmy sobie ciekawy film pt "DOGMA" ipo filmie poszliśmy spać...


ehhh
teraz w czwartek i w piątek trzeba nam będzie się wyrwać z miasta Głogowa do miasta Szczecina... odebrać prace po konkursie... przeleżały już swoje i czas najwyższy je stamtąd zabrać...

może w końcu coś uda nam się zrobić...

Brak komentarzy: