piątek, 20 sierpnia 2010

Jesienno mi

„Kiedy z drzew wysokich spadają liście umierające, lubię cicho i wytwornie marzyć o moim życiu.

Życie moje nie jest złe, chociaż nie ma w nim dobra. I nie jest smutne, chociaż – och, zupełnie nie ma w nim szczęścia. Jest ładne.

Kiedy w dni jesienne, ozłocone zmęczonym słońcem, życie moje odsuwa się nieco ode mnie, pozostaje mi marzenie o nim, chłodna oderwana myśl.

I wtedy na świat cały patrzę przez nią, jak przez seledynową zasłonę. Ludzie, gdy mówią ze sobą, układają się w grupy logiczne i piękne, jak myśl – i to, co dzieje się wokoło, wyciąga się w nieskończoną perspektywę tej myśli, jak wielka aleja filarów marmurowych. I uczucia moje za myślą idą długim szeregiem, jak powolne, z pochylonymi czołami, z rękami na piersiach skrzyżowanymi – niewolnice.

Pamiętam jedno, pamiętam cudne zdarzenie, realne zdarzenie z mojego życia.

Na brzegu błękitnego i głębokiego, jak oczy zamyślonej kobiety, morza nieskończoności – siedziało Piękno. Rzeczywistość, piękniejsza od złudy, zesłała na nie sen.

I we śnie przyszły do Piękna cudne ogniwa jego smutnych rozmyślań o szczęściu niezmąconym i samotnym, o bajecznie uroczej monotonii boskiego równoważenia, o pocałunkach nie urodzonych, o tęsknotach niezniszczalnych, o zenitach ekstatycznych zachwytów nad sobą – przyszły nieskończenie długim korowodem – i rzekły:

–Znużone już jesteśmy pięknością naszego nieistnienia. Daj nam byt piękniejszy od tego, że nie istniejemy.

I Piękno rozdało między nie barwne szaty życia. Ubrały się w nie i odeszły. A Piękno zapomniało o swoim śnie.

Tak dusze nasze ubrały się w nasze ciała.

Od tego zdarzenia nade wszystko pokochałam siebie. Zrozumiałam bowiem prawdę, że miłość siebie – to najwyższa i najczystsza z miłości: to dusza moja kocha moje ciało, to marzenie o pięknie kocha swą rzeczywistość.”

Fragment książki Zofii Nałkowskiej pt. „Książę”

Brak komentarzy: